Cześć, w dzisiejszym wpisie chciałbym przedstawić Wam jak wyglądał tegoroczny obóz.
Na początek zebraliśmy się pod jakąś randomową szkołą w randomowym miasteczku o jakiejś chorej godzinie (czyt. 5:00), ponieważ z tego miejsca miał odjechać bus. Kiedy dojechaliśmy na miejsce zaczęła się oczywiście pionierka, z którą się uporaliśmy dość szybko, ale o tym za moment. Około 17:00 musieliśmy się ewakuować, ponieważ wieczorem miała mieć miejsce mocna burza, a jeszcze nie mieliśmy zbudowanych podestów (czyli takich platform zawieszonych na wysokości jakiś dwóch metrów, na których się śpi). W związku z tym naszą pierwszą noc nocowaliśmy w najbliższej szkole.
Pionierka
Jak już wspomniałem pionierka (czyli zbudowanie obozu) poszło nam wyjątkowo sprawnie. Szczególnie dumy jestem z naszego stołu. To jest jakiś cud, że przetrwał cały obóz. Mieliśmy także wspaniałą ławkę; była ona na tyle cienka, że strasznie się wbijała i była okropnie niewygodna, a na tyle wytrzymała, że nie pękła i nie dostarczyła nam pretekstu do jej wymiany.
Eksplo
Dzień 1
Bezpośrednio po pionierce zostało umieszczone Eksplo. Generalnie, chodzi w nim o to, że wychodzi się z obozu (w zastępach, a nie całą drużyną) na jakieś 3-4 dni i się robi co tylko chcecie. Ponieważ byliśmy blisko Czech (czyt. 2 – 3 km) zdecydowaliśmy, że właśnie tam się udamy. Na początku w sumie to nic się nie działo. Kiedy dotarliśmy do Czech – uwaga – też nic się nie działo. Jakiś czas później zatrzymaliśmy się, aby zjeść obiad. Chociaż bardziej pasowało by tutaj słowo drugie śniadanie, bo postanowiliśmy się żywić kajzerkami i jogurtami, aby na koniec Eksplo mieć kasę na żelki itp. : ) Następnie udaliśmy się do Adršpach, a stamtąd bezpośrednio do Polski (to dlatego, że drużynowy zabronił spać w Czechach). Kiedy w końcu dotarliśmy do granicy zobaczyliśmy coś w rodzaju baru. Ponieważ sprzedawali tam smażony ser postanowiliśmy kupić jedną porcję. Na cztery osoby : ) Po zjedzeniu poszliśmy poszukać jakiegoś miejsca do spania. Chcieliśmy spać idealnie na granicy, ale okazało się to niemożliwe przez przechodzący tamtędy szlak.
Dzień 2
Bladym świtem następnego dnia (czyt. 12:300) wyruszyliśmy w drogę. Na początku udaliśmy się do sklepu w miejscowości Mieroszów. Na śniadanio-obiad tego dnia udaliśmy się do pobliskiego kebaba : ) Stamtąd poszliśmy już w stronę obozu. I szliśmy dzień i noc, dzień i noc, i tak przez 3 godziny. Ostatecznie dotarliśmy do Chełmska Śląskiego, czyli do miejscowości, z której do obozu mieliśmy już rzut beretem. Pod warunkiem, że przeleciałby z 3 kilometry pod górkę, ale to taki mały szczegół. Kiedy siedzieliśmy na rynku zostaliśmy zaproszeni przez jakiegoś miejscowego do sklepiku. Nic nie kupiliśmy, ale dowiedzieliśmy się o fajnym miejscu, na które z resztą poszliśmy. Były to Głazy Krasnoludków, czyli takie skały jak w Adršpach tylko z dwoma małymi różnicami. Prawie nikogo tam nie było i były darmowe. Posiedzieliśmy tam z półtorej godziny, po czym wróciliśmy do obozu. Po drodze spotkaliśmy zastęp Jastrząb.
Dzień 3
W tym dniu w sumie to nic się nie działo, bo siedzieliśmy w obozie. (normalnie nie można wrócić do obozu przed trzecim dniem, ale w tym roku z jakiegoś powodu się dało). Łącznie przeszliśmy jakieś 50km (z plecakami, które nie były takie mega lekkie), i znaleźliśmy parę fajnych rzeczy: podkowę, poroże jelenia i ten taki cosiek którym się spina chleb (ten taki plastikowy mały pasek). Jego jedyną różnicą, która go odróżniała od innych było to, że znaleźliśmy go w Czechach. Tak nawiasem mówiąc, to podobny miałem i dalej mam na zegarku, bo się popsuło zapięcie i trzeba było coś w jego miejsce dać.
Porady odnośnie Eksplo
„Część Właściwa”
„Część właściwa” czyli cała reszta obozu. Generalnie w tym czasie znajduje się konkurs kulinarny i gry.
Konkurs Kulinarny
W tym roku konkurs kulinarny (zwany potocznie po prostu kulinarnym) odbył się na zasadzie losowania. Każdy zastęp losował jeden worek z produktami i robili z nich co tylko chcieli, ale musieli użyć chociaż trochę każdego składnika. My zrobiliśmy frytki, kaszanki z warzywami i kaszę na słodko (z gruszką i orzechami). I tu się ujawnia plus nie bycia zastępowym. Nie trzeba tego wszystkiego próbować (bo to między innymi zastępowi oceniają smak potraw). To może brzmieć śmiesznie, ale czasami to prawda. Na przykład dwa lata temu prawie dodaliśmy ogórka do żurku : 0
Wielka Gra
Generalnie, w tegorocznej grze chodziło o, tak jakby, budowanie i przejmowanie miast. Walczyło się na chusty tzn. każda osoba ma za paskiem chustę. Jeżeli z jakiegoś powodu ją straci umiera. Miastami były wbite w ziemię patyki, długie na jakiś metr, z zawieszonymi dwoma workami na śmieć. Gdy ktoś trzymał się miasta był nieśmiertelny. Miasta także miały swoje poziomy:
- 1 – może się trzymać jedna osoba
- 2 – może się trzymać do trzech osób i pozwala na przechowywanie w nim apteczek
- 3 – pozwala na rzucanie z niego pociskami
- 4 – nieprzejmowalne
W grze były dwie waluty; złoto i srebro. Zdobywało się je, podczas fazy zarabiania, u różnych postaci za wypełnienie jakiegoś zadania. Dostałem na przykład zadanie polegające na znalezieniu w Tumbaju (to taki harcerski śpiewnik, ma jakieś 500 stron) definicji słowa wataha. Nie zgadniecie; nie znalazłem. W każdym razie, za złoto i srebro można było ulepszać, albo budować nowe miasta oraz kupować różne rzeczy:
- apteczki (które pozwalały ożywić osobę, która została pokonana w fazie walki)
- pociski (którymi rzucało się z miast, a w razie trafienia kogoś osoba ta była martwa)
- punkty przejmowania (które wrzucało się do miast; aby przejąć dane miasto trzeba było wrzucić 2 * poziom miasta)
- wabik (usuwa z miasta wszystkie punkty przejmowania).
W dodatku zdarzały się „niespodziewane” wydarzenia typu atak Mongołów, albo powódź.
Generalnie poszło nam dość dobrze, a jak na to, że mieliśmy tylko trzy osoby to nawet znakomicie. Zajęliśmy trzecie miejsce (na pięć). Ogólnie oceniam grę bardzo dobrze.
Depionierka
Depionierka jest, jak można wywnioskować z nazwy, przeciwieństwem pionierki. Zazwyczaj nie dzieje się tam nic bardzo ciekawego, ale w tym roku było inaczej, bo postanowili zrobić grę nocną. Obudzili nas o 2:00. Kiedy wszyscy się zebrali poszliśmy na miejsce gdzie gra miała się odbyć. Prawdopodobnie część z Was zna tą grę pod nazwą Among Us (jeżeli ktoś nie wie co to; jest to coś w rodzaju mafii, z tą różnicą, że nie ma się cały czas zamkniętych oczu, ale chodzi się po mapce i wykonuje się różne zadanka). Tak, graliśmy w mafię w, ciemnym lesie, o drugiej w nocy. Gra wyszła bardzo dobrze, ale parę zasad było nie dopracowane.
Big Fire
W tym roku Big Fire zaczął się dość późno (czyt. 00:30). Dla tych, którzy nie wiedzą co to jest; po prostu pali się wielkie ognisko i się, powiedzmy, świętuje, za pieniądze, które zostaną 🙂 (ponieważ Big Fire jest zawsze ostatniej nocy obozu podejrzewam, że świętuje się koniec obozu i powrót do domów). Niestety, tym razem był on w miarę słaby. Około 3:00 stwierdziłem, że mi się tak średnio podoba i idę spać.
To by było na tyle, jeżeli chodzi o ten wpis, pa.