Cześć, w dzisiejszym wpisie chciałbym opisać „proces rozpalania ognia”. Po pierwsze wywalcie z pamięci wszystkie te „style” ognisk, bo one i tak w większości nie działają. Jedno z nielicznych sensownych to po prostu stos patyków ułożony na kształt w sumie to niczego.
- Zbierzcie dużo małych patyków. Mówiąc małych mam na myśli takie po kilka milimetrów max. Należy zabrać ich około pełnej garści. Takie patyczki można znaleźć po prostu na drzewach (spokojnie, nie trzeba się nigdzie wspinać). Najlepsze są takie małe lasy z małych cosiów udających krzaki. Jeżeli jest słaba pogoda (tzn. śnieg, deszcz, padało jakiś czas temu, lub po prostu jest duża wilgotność) należy zebrać wspomnianych patyczków trochę więcej. Zbierajcie tylko takie, które są kompletnie suche czyli nie takie, które się ciężko łamią!
- Kiedy już to macie zbierzcie parę trochę większych.
- Teraz macie dwie opcje. Opcja nr 1: Możecie zrobić tak zwaną podstawkę. Polega to na znalezieniu kilku (5-6) patyków o średnicy kilku centymetrów. Należy ułożyć z nich coś w stylu podłogi, na której będziecie rozpalać ognisko. Ma to na celu odizolowanie ognia od mokrej ziemi. Jeżeli nie jest mokro to może to tylko utrudnić rozpalenie, ponieważ patyczki będą wpadać w przerwy pomiędzy patykami. Opcja nr 2: Możecie nie robić podstawki (tadam!)
- Ważne: nie wolno używać za dużej ilości igieł, ponieważ tworzą one dużo popiołu, który na dłuższą metę gasi ogień.
- Pamiętaj, żeby nie dusić ognia. Będzie lepiej jeżeli będzie więcej tlenu i mniej patyków niż na odwrót (do pewnej granicy rzecz jasna).
To by było na tyle z rozpalania ognisk (na razie). Do zobaczenia.